środa, 29 lutego 2012

Co było w środku lutego? Dynia na śniadanie.

No bo czemu nie?
Ach... wspomnienia. 
Miałam ochotę na owsiankę, a licząc kalorie nie mogę sobie pozwolić na zbyt dużą ilość płatków, czy otrębów. Stosuję wypełniacze, przeważnie jabłkowe. W zamrażalniku zabunkrowała się jednak starta dynia... 

Owsianka z dynią
(zgodne z dietą Dukana, PW)

 ale to zdecydowanie mało fotogeniczne śniadanie...



Składniki:
  • 90g startej na grubych oczkach dyni
  • 10g otrębów owsianych (ok. 1 łyżka)
  • 10g otrębów żytnich (ok. 1 łyżka)
  • 10g otrębów pszennych (ok. 1 1/2 łyżki)
  • 1 łyżeczka siemienia lnianego
  • 1/3 łyżeczki gałki muszkatołowej
  • 1/3 łyżeczki suszonego imbiru
  • 1 tabletka słodziku
  • 1/2 szklanki mleka ( u mnie 0,5%)
  • przegotowana woda

Otręby w szklance zalałam wodą do 3/4 jej wysokości. Zostawiłam na noc.
Rano, po powrocie z kościoła, wszystkie składniki wlałam/wrzuciłam do garnuszka i podgrzewałam, aż zrobiło się gęste i zaczęło "puszczać" bąble, prawie jak budyń. I to tyle. Przelałam do miseczki i zjadłam.


Po przeliczeniu ilości składników, okazało się, że to tylko 170 kcal...

Niedługo zrobię znowu, może dodając coś jeszcze?

piątek, 24 lutego 2012

O lenistwie i mało atrakcyjnym dorszu, ale tylko wizualnie

Wróciłam do domu może nie wściekle głodna, ale nastawiona na jedzenie niemal całą duszą. Miał być dorsz z fasolką szparagową.

Zmęczona po 8 godzinach siedzenia w pracy, zupełnie nie miałam do niego serca. Zwyczajnie nie chciało mi się myśleć. Otworzyłam lodówkę, zamrażalnik, szafkę... powstał piętnastominutowy obiad o mało atrakcyjnym wyglądzie.

Lekko ostry dorsz z fasolką szparagową
(zgodny z dietą Dukana, PW)



Składniki:
  • 135g filetu z dorsza (wyciągnęłam ości)
  • 200g fasolki szparagowej z mrożonki
  • kawałek świeżego imbiru
  • duży ząbek czosnku
  • świeżo mielony pieprz
  • sos sojowy - na "oko"
  • ocet balsamiczny - na "oko", dwa razy więcej niż sosu sojowego
  • przyprawa do ryb

Dorsza obsypałam przyprawą do ryb, popieprzyłam solidnie, dolałam troszkę octu. Fasolkę prosto wyciągniętą z zamrażalnika bezceremonialnie wrzuciłam na patelnię i oblałam sosem sojowym, octem balsamicznym, obsypałam pieprzem i starłam czosnek z imbirem. Zamieszałam, przykrzyłam, włączyłam palnik na duży ogień. 

Pięć minut potem...

Zaczęło dziwnie syczeć, więc podniosłam pokrywkę i poczułam wcale przyjemny zapach. Zmniejszyłam ogień i na fasolce położyłam dorsza. Zakryłam, żeby się ładnie dusił.

Znów minęło kilka minut minut, przewróciłam dorsza na drugi boczek, nieco podkręciłam ogień. Pokrywka nadal była na patelni. Jeszcze przysłowiowa minutka i było gotowe (płyn w kontakcie z białkiem z rybki zamienił się w bąble, jak z płynu do mycia naczyń, i pobrudził mi kuchenkę.




Wygarnęłam na talerz i... ucieszyłam się, że zrobiłam zdjęcia, bo efekt wyszedł bardzo zadowalający.
Czyżby lenistwo i bezmyślność były kluczem do preparowania dorsza? Może i tak.
Rybka była całkiem ostra, przyjemnie paliła wargi i, co najważniejsze, smakowała mi, a wobec dorsza jestem wymagająca...

Polecam, jak nie ma się czasu. Pomijając wyciąganie ości, to wszystko robi się maksymalnie 15 minut.

czwartek, 23 lutego 2012

Kurczak Ezehiela?

Szperałam, szperałam i wyszperałam. Jakiś czas temu zapisałam sobie ten przepis, a on cierpliwie czekał na swoją chwilę. Miał być wcześniej, ale doczekał się dopiero dziś. I oczywiście został przerobiony. Może nawet nieco drastycznie...
Czy żałuję? Absolutnie nie, bo cudownie poprawił mi nastrój :)

Kurczak Ezehiela (po żydowsku)


Składniki:
  • pierś kurczaka (ok. 119g)
  • sól ziołowa
  • pieprz
  • 6 pokrojonych czarnych oliwek
  • 1 duży ząbek czosnku, starty na drobnej tarce
  •  po 1/2 łyżeczki suszonych ziół - szałwii, rozmarynu i bazylii
  • 1 średniej wielkości pomidor, ze skórą
  • 3 łyżeczki octu winnego, białego

Kurczaka oczywiście umyłam, osuszyłam i pokroiłam w mniejsze kawałki. Posoliłam i popieprzyłam. Odstawiłam na bok na mniej więcej pół godziny. W tym czasie pokroiłam pomidora (nie dopatrzyłam, że w przepisie jest obrany..., ale i tak by mi się nie chciało z nim bawić).
Kurczaka podsmażyłam na teflonie. Dodałam pokrojone oliwki, czosnek, zioła oraz pomidory i trzy łyżeczki octu. Dosypałam jeszcze troszkę pieprzu. Dusić pod przykryciem, około 10 minut w sumie, aż sok z pomidorów i ocet całkiem zniknęły.
Zjadłam z resztką sałaty zmieszanej z odrobiną pora i jogurtem, doprawionej sokiem z cytryny, pieprzem i szczyptą słodziku.


Smak? Zaskoczył mnie. Kiedyś miałam świeżą szałwię, ale nie przeżyła zbyt długo, więc jakoś się z nią nie zdążyłam zaprzyjaźnić. Szkoda. Wprawdzie ta suszona nieco zdominowała potrawę, to i tak była po prostu... pyszna.

Kiedyś zaserwuję rodzicom :)

A kaloryczność mojej potrawki to około 110 kcal.

wtorek, 21 lutego 2012

Sałatki z resztek są najlepsze

Każda sałatka jest inna. Każda ma coś specjalnego, wyjątkowego, a przynajmniej może mieć, jeśli się ma co wrzucić do miski.
Jakiś czas temu w mojej lodówce znajdowała się resztka czerwonej cebuli, kawałek wędzonego kurczaka, sałata... I był mały słoiczek marynowanej dyni, którą trzeba było jakoś spożytkować, bo otwarta stać długo nie powinna. Tą myślą się kierując, popełniłam kolejną śniadaniową sałatkę.

Marynowana dynia, wędzony kurczak, sałata...



Składniki:
  • 100g wędzonego kurczaka
  • 100g marynowanej dyni
  • 2-3 liście sałaty lodowej
  • 1/4 czerwonej cebuli
  • 20g czerwonej papryki (połowa „piętki”)
  • 1 duża łyżka musztardy francuskiej

Sałatę porwać, kurczaka pociąć w kostkę, dynię także, jeśli kawałki są za duże. Cebulę pociąć w pół- lub ćwierć-plasterki. Paprykę w kosteczkę. Wszystko wrzucić do miski, dodać musztardę. Wymieszać.

Marynowana dnia i wędzona pierś kurczaka… jedząc czułam się, jakbym odkryła połączenie idealne. Tak idealne, że paprykę i cebulę można z czystym sumieniem pominąć. Bez względu na to, będzie pyszne.

niedziela, 19 lutego 2012

Marchewkowa dominacja

Jakiś czas temu, będąc na diecie Dukana, szukałam pomysłów na przyrządzenie kurczaka. Znalazłam ten. Kolorystycznie mi się nie podobał, ale zaintrygował mnie sos. Po modyfikacjach w celu obcięcia kalorii i zrobienia z tego posiłku zgodnego z moimi założeniami (mięso i węglowodany nie powinny być na tym samym talerzu) wyszedł mi...

Delikatny kurczak... wróć!

Marchewka z dodatkiem delikatnego kurczaka
w sosie musztardowo-estragonowym
(zgodna z dietą Dukana, PW)




Składniki (moja porcja):
  • filet z piersi kurczaka (u mnie 117g)
  • 1,5 dużej marchewki (aż 200g)
  • sól morska ziołowa
  • pieprz
  • 2 łyżki jogurtu naturalnego 1%
  • ½ łyżeczki musztardy sarepskiej
  • ½ łyżeczki musztardy francuskiej
  • ¼ łyżeczki suszonego estragonu

Mięso zgodnie z przepisem umyłam, osuszyłam i pokroiłam w kostkę, nie taką znowu małą, ale i tak się skurczyła. Doprawiłam pieprzem i odrobiną soli. Marchewkę obrałam i pokroiłam w cienkie plastry. Rozgrzałam patelnię teflonową i... zaczęły się większe modyfikacje. Wrzuciłam kurczaka, podsmażyłam tyle, żeby pory mięsa się zamknęły. Podlałam wodą, żeby się nie przypalało i dodałam marchewkę. Zaczęłam duszenie. Po chwili dodałam jogurt zmieszany musztardą i estragonem zahartowałam dwiema łyżkami wrzątku. Wlałam sos na patelnię i dusiłam pod przykryciem 10 minut, potem 5 minut odparowywałam wodę.

Co wyszło?


Wyszło słodkawo, marchewkowo przede wszystkim, bo ogromna jej ilość totalnie zdominowała smak potrawy. Mimo tego było bardzo smaczne. Sosik jak najbardziej do powtórzenia. Połączenie marchewki i mięsa w takich proporcjach, nie do końca.
Autorka zalecała podawanie z ryżem. U mnie ryż nie wchodził w grę, przez to tyle marchwi między innymi. Wyłożyłam potrawkę z patelni na talerz, popatrzyłam i stwierdziłam, że tak być nie może. Przegryzałam sałatą lodową, żeby było bardziej kolorowo.

Porcja ma plus minus 200 kcal, zależy od wielkości marchewki. Tak myślę, że 100g by w zupełności wystarczyło...

Tak czy inaczej, dodaję do akcji (znów tej samej :) )

sobota, 18 lutego 2012

Co to za magia?


Co to za dziwna (i perfidna, swoją drogą) magia, że potrawy z garnuszka Mamy są tak niepowtarzalnie pyszne? W czym tkwi sekret mam? Nie wiem i, szczerze mówiąc, nie wiem, czy kiedykolwiek to odkryję. Póki jestem z dala od domu, muszę radzić sobie sama i pogodzić się z niedoskonałością...
Ale i tak, czasami wychodzi mi całkiem przyzwoicie :)

Udziec indyka grzybowo-pieczarkowy
(zgodny z dietą Dukana, PW)


Składniki:
  • udziec z indyka (116g)
  • majeranek
  • ostra papryka
  • pieprz
  • 1 duży ząbek czosnku
  • 1 łyżeczka sosu sojowego
  • 1 łyżeczka octu jabłkowego
  • 1/2 cebuli
  • 4-5 pieczarek
  • 4-5 suszonych grzybów

Grzyby namoczyłam na noc w szklance wody. Indyka podzieliłam na mniejsze części i zamarynowałam w przyprawach , startym czosnku i occie na około 3 godziny. Cebulę posiekałam w grubą kostkę. Wszystko to wsadziłam do rondelka, grzyby pocięłam wcześniej na mniejsze części. Dolałam jeszcze około pół szklanki przegotowanej wody. Pieczarki pokroiłam w półplasterki i zostawiłam w oddzielnej miseczce. Indyka z grzybami i cebulą dusiłam pod przykryciem 20 minut na małym ogniu, potem na 10 minut dodałam pieczarki, jeszcze trochę ostrej papryki i majeranku. Ostatnie 5 minut odparowywałam nadmiar wody na dużym ogniu.

Kaloryczność: około 190 kcal


Całkiem smaczne, ale to jednak nie to samo, co gulasz mojej Mamy. Mięso w Jej "wykonaniu" (zostawia garnek na gazie i sobie gdzieś idzie) po prostu się rozpływa. Moje... no nie bardzo. Indyk był odrobinkę zbyt suchy. Do absolutnej miękkości brakowało mu pewnie jeszcze minimum 15 minut, albo nawet więcej. Całość też ciut zbyt ostra, ale ja akurat ostre lubię, więc mi prawie nie przeszkadzało.

Zjadłam z buraczkiem (tego już Dukan nie pozwala) doprawionym odrobiną suszonego tymianku, pieprzem i kwaskiem cytrynowym - też za ostro. Podobno trudno jest doprawić barszcz. Może buraczki też. Mam nadzieję, że kiedyś mi się uda osiągnąć poziom perfekcji.
A kaloryczność z buraczkami to mniej więcej 250 kcal.

Narzekam, ale w sumie, to udało mi się zjeść smaczny obiad.
Chociaż... do pełni szczęścia brakowało mi jednej rzeczy. Kaszy gryczanej. Przy najbliższej wizycie w domu poproszę rodzicielkę, żeby mi ugotowała taki obiadek. Palcem się nie dotknę, chyba, że będzie stała nade mną i dyrygowała :)

czwartek, 16 lutego 2012

Czwartkowa obiadokolacja. Na zimno.

Czwartek. Dzień spędzony na uczelni. Stołówkowe jedzenie jest, nie można się oszukiwać, tłuste i ograniczone do kilku potraw. O ile to drugie można przeżyć, to pierwsze jest dla mnie nader nieprzyjemne, prawie niedopuszczalne.
W wolnej chwili przygotowałam sobie ogromną porcję sałatki z mięsną wkładką w postaci kurczaka.
Ale... jest tłusty czwartek, więc zamiast "obiadu" zjadłam pączka. Pyszny był, chociaż do babcinego się nie umywał.
Dlatego do konsumpcji sałatki przystąpiłam po powrocie do domu i wizycie hydraulika. Obiad zmienił się w obiadokolację.

Po prostu: obiadowa sałatka.



Trzon sałatki, czyli:
  • kurczak - 110g
  • sos sojowy
  • ocet balsamiczny
  • pieprz cytrynowy
reszta składników:
  • 2 -3 liście sałaty lodowej
  • 1 łodyga selera
  • 3 pieczarki
  • 1 mała czerwona cebula
  • odrobina czerwonej papryki
  • 1 łyżka kaparów
  • ok. 8cm zielonej części pora
  • sos sojowy
  • ocet winny
  • pieprz cytrynowy

Kurczaka zamarynowałam w sosie sojowym, occie balsamicznym i pieprzu. Odstawiłam do lodówki na plus minus 4 godziny. Potem ugotowałam na parze. Jak wystygł pokroiłam w kostkę.
Sałatę porwałam, resztę składników pokroiłam. Największe kawałki to papryka i pieczarki, potem seler - przecięłam na cztery i posiekałam w kostkę, pora pokroiłam na cieniutkie plasterki, a cebulę w drobną kosteczkę.
Doprawiłam. Wymieszałam.
Przegryzało się jeszcze cztery godziny. A efekt? Super. Chociaż warto dać więcej kaparów.




To mógł być smaczny obiad na ciepło... 
Smaczny i lekki, bo to około 200 kcal. Na dietę ubogokaloryczną jak znalazł, choć dietetyk pewnie zaleciłby dodanie węglowodanów, na przykład w postaci jednego ziemniaka (do 270 kcal).

Wpis znów dołączam do akcji.
Nawiasem mówiąc ta inicjatywa jest dla mnie idealna :) Od stycznia próbuję zrzucić nadmiar tłuszczyku...



A na koniec widoczek z kuchennego okna - poniemiecki dworek mieszczący między innymi bibliotekę AWFiS:

środa, 15 lutego 2012

Po kilku dniach przerwy - samo zdrowie (?)

Nieudany wyjazd na narty i rozpoczęcie praktyk studenckich wybyły mnie z rytmu. Jednak już wracam na swoją ścieżkę życia i do trybu dnia.
Za oknem pada śnieg. Od rana. Dobrze, bo zrobiło się ciut cieplej, źle, bo znów zasypie mi samochód i drogi. Dlatego warto doładować się witaminkami i zjeść smaczny obiadek na poprawę humoru.

Dorsz z surówką z kiszonej kapusty.



Składniki:
  • dorsz - 125g
  • pieprz cytrynowy
  • przyprawa do ryb
  • imbir suszony
  • sos sojowy
Surówka:
  • kapusta kiszona - 180g
  • 1 łyżka żurawiny (10g)
  • 1 łyżeczka słonecznika (4g)
  • świeży tymianek
  • 1 łyżka parafiny
  • pieprz cytrynowy




Dorsza pozbawiłam ości i zamarynowałam w przyprawach na 4 godziny. Żurawinę zalałam wrzątkiem, kapustę pocięłam na krótsze „nitki”. Wymieszałam w miseczce składniki surówki i przyprawy. Rybę gotowałam na parze 10 minut.











Rybka wyszła pyszna. Surówka w zasadzie również, chociaż słonecznik można spokojnie opuścić, a dać więcej żurawiny i zdecydowanie więcej tymianku. Z pewnością zrobię tak następnym razem.
Moja porcja miała około 200 kcal.











A w zasadzie, to chyba mogę dołączyć do akcji:

wtorek, 7 lutego 2012

Długi poranek i jajko na śniadanie

Ostatnio na śniadanie jadłam twarożki - cały ubiegły tydzień... aż wreszcie, w niedzielę, dopadła mnie chęć na coś ciepłego i warzywnego. Jajko.

Warzywa sklejone jajkiem
(zgodne z dietą Dukana, PW)



Składniki:
  • 1 jajko
  • 50g pora
  • 2 pieczarki
  • 20g czerwonej papryki
  • 1/3 łyżeczki curry
  • 1/3 łyżeczki chili
  • 1/3 łyżeczki gałki muszkatołowej
  • 2 łyżki mleka
  • kromka chleba razowego

Pora pociąć w krążki, pieczarki w pół-plasterki, paprykę w kosteczkę. Warzywa wrzucić na patelnię i podsmażyć z mlekiem na teflonie. Jajko rozbełtać z przyprawami. Jak warzywa zmiękną, zmniejszyć gaz pod patelnią i wlać jajko z przyprawami. Mieszać, aż jajko zetnie się do pożądanego stanu, u mnie średnio wysmażone.
Gotowe. Podawać z kromką chleba razowego. Ostre i pyszne.

Odchudzam się. Dlatego jest jedno jajko. Osoba jedząca "normalnie" może z czystym sumieniem zaserwować sobie dwa, albo nawet więcej :) ale to kwestia gustu i pojemności żołądka.

A teraz się przyznam: ubiegłej niedzieli wróciłam zmarznięta z kościoła  i już miałam wyciągnąć z lodówki kolejny serek wiejski, ale przypomniałam sobie o Festiwalu Śniadaniowym Miss Disorderly. I uległam zmotywowaniu. Dziękuję.


poniedziałek, 6 lutego 2012

Pora na... rybę?

Miałam ochotę na rybę. Chciałam ją udusić z warzywami, brukselką, fasolką szparagową i papryką. Będąc w sklepie kupiłam pora. W domu go obejrzałam i stwierdziłam, że zieloną część mogłabym od razu spożytkować i tak oto torebka z mrożoną fasolką nie ujrzała światła dziennego. Danie natomiast... to zdecydowanie nie jest ryba duszona z warzywami.


Zgniłozielony por w towarzystwie dorsza
(zgodne z dietą Dukana, PW)



Składniki:
  • filet z dorsza (u mnie 130g)
  • zielona część pora - 150g
  • kawałek czerwonej papryki - 50g (ok. połowy małej sztuki)
  • brukselka - 100g (4 sztuki)
przyprawy:
  • 1/2 łyżeczki curry
  • 1/2 łyżeczki gałki muszkatołowej
  • 1/2 łyżeczki pieprzu cytrynowego
  • 1 1/2 łyżeczki sosu sojowego
  • 1 1/2 łyżeczki octu balsamicznego
  • przyprawa do ryb

Pora pokroić w plasterki, brukselkę poprze poławiać i każdą połówkę w poprzek jeszcze na 3-4 części, paprykę w grubszą kostkę. Wrzucić wszystko do rondelka teflonowego, dosypać i dolać przyprawy, dodać pół szklanki wody.
Rybę pozbawić ości, albo i nie, zależy jak kto woli. Obtoczyć w przyprawie do ryb. Powinno tak postać trochę, ale ja za późno się za to zabrałam i ryba leżała zaledwie 15 minut.
Rondelek z warzywami wstawić na gaz i dusić 5 minut. Można przykryć pokrywką. Po tym czasie na warzywach położyć filet i zostawić na 10 minut, aż odparuje woda.



Koniec. Na talerz i można jeść.
Smak? Ryba jak ryba, zwykły dorsz, ale warzywa… Kolor zgniłozielony, przez dodatek curry, ale smak świetny, zgłasza brukselki. Następnym razem dam więcej pieprzu i więcej octu balsamicznego. Będzie jeszcze lepsze.

Porcja ma 200 kcal. Ilość warzyw ogromna, ale mięska dość skromnie… dla osoby normalnie jedzącej warto dać ciut więcej rybki i o 50g mniej pora.




niedziela, 5 lutego 2012

Kurczak do znudzenia, ale tym razem na obiad. Duszony.

Leniwa niedziela spędzona połowicznie przed komputerem, nad prezentacją z zagospodarowania, a połowicznie w kuchni.
Efekt? Dobre śniadanko, pyszne drugie śniadanko i smaczny obiadek.
Czego chcieć więcej?

Potrawka drobiowa z kalafiorem i brukselką



Składniki:
  • Pierś kurczaka 110g
  • Kalafior 2 duże różyczki (140g)
  • Brukselka - 4 duże sztuki (100g)
  • Musztarda sarepska 1 1/2 łyżki
  • Miód 1 łyżeczka
  • 1 ząbek czosnku
  • 1/2 łyżeczki chili
  • 1/2 łyżeczki gałki muszkatołowej
  • 1/2 szklanki wrzątku

Kurczaka pokroić w kostkę, kalafiora podzielić na małe różyczki, (wielkości kulek popcornu), brukselkę poprzecinać na pół i każdą połówkę na 3-4 „plasterki”.
! łyżkę musztardy zmieszać z 3/4 łyżeczki miodu i połową startego ząbka czosnku. Wymieszać w tym warzywa. Pozostałą musztardę, miód i czosnek zmieszać w oddzielnej miseczce i w taką marynatę wsadzić kurczaka.
Odstawić na 3-4 godziny.
Mięso podsmażyć w teflonowym rondelku bez tłuszczu, ewentualnie na łyżce mleka. Jak zamkną się pory dorzucić warzywa i zalać wszystko połową szklanki wrzątku. Dusić około 5 minut pod przykryciem. Dodać chili i gałkę, odparować nadmiar płynu - u mnie około 10 minut. I gotowe.
Może nie wygląda zbyt atrakcyjnie, ale wyszło smaczne. Całkiem ostre z odrobiną słodyczy. Aromatyczne dzięki gałce muszkatołowej. Takie jak lubię.
W porcji około 220 kcal.
A ponieważ tak mi smakowało, postanowiłam przyłączyć się do akcji. Po raz pierwszy.

sobota, 4 lutego 2012

"To samo" raz jeszcze - poprawiam skład sałatki.



Szczerze wierzę, że na drugie śniadanie najlepsza jest sałatka. A może po prostu się przyzwyczaiłam? To w zasadzie nieistotne. Wypełniwszy lodówkę warzywami, mogłam udoskonalić to, co już wypróbowałam.
Oto druga odsłona:

Kwaskowy wędzony kurczak w mocno octowym sosie ver.2
(zgodny z dietą Dukana, PW)





Składniki:
  • 80g wędzonego kurczaka
  • 2 liście lodowej sałaty
  • 3cm białej części pora
  • 50g zielonego ogórka
  • 1/2 „piętki” żółtej papryki
  • 1/2 „piętki” czerwonej papryki
  • 1/2 małej cebulki
  • szczypiorek

Sos:
  • 1 łyżka musztardy sarepskiej
  • 1 łyżka musztardy francuskiej
  • 1 łyżka octu winnego
  • Szczypta pieprzu cytrynowego




Postępowanie praktycznie jak poprzednio. Sałatę porwać, pora pokroić w plasterki. Szczypiorek, cebulę i papryki posiekać drobno. Kurczaka pokroić w nieco grubszą kostkę, a ogórka w słupki. Musztardy i ocet wymieszać, zalać sałatkę.

Zamieszać i zajadać.

Ten sosik coraz bardziej mi smakuje...

piątek, 3 lutego 2012

Sałata, kurczak, musztarda...

Lubię wrzucić do miski to, co mam pod ręką.
Lubię bawić się kolorem.
Jest zima. Biało albo buro, zależy gdzie i o jakiej porze. Ostatnio potrzebuję zielonego i żółtego.
Zielonego w lodówce miałam pod dostatkiem, gorzej z resztą... Wprawdzie wyszło zielono-bure, ale smaczne.

Kwaskowy wędzony kurczak w mocno octowym sosie
(zgodny z dietą Dukana, PW)



Składniki:
  • 100g wędzonego kurczaka
  • 2 liście lodowej sałaty
  • 5cm białej części pora
  • 2 ogórki kiszone
  • 1 łyżka musztardy sarepskiej
  • 1 łyżka musztardy francuskiej
  • 1 łyżeczka octu winnego 



Robi się ekspresowo. Sałatę porwać, pora przekroić wzdłuż na co najmniej cztery części i posiekać. Ogórki i kurczaka pokroić w miarę drobną kostkę, albo w grubszą, co kto lubi. Musztardy i ocet wymieszać, zalać sałatkę.




Aż się zdziwiłam, że tak dobrze smakuje. Z początku obawiałam się, że dodatek octu to zły pomysł, bo przecież jest już w musztardzie, ale po pierwsze skończyła mi się parafina, a po drugie... po prostu czasami trzeba ryzykować. Sosik zrobił się bardzo przyjemnie kwaskowy, a sama sałatka pozytywnie mnie zaskoczyła.
Jedyne, co mi w niej nie pasowało, to nieobecność żółtej papryki, której w lodówce akurat zabrakło... Wielka szkoda, bo byłoby "weselsze". Nic to, dodam innym razem :)

środa, 1 lutego 2012

Sałatka z makrelą i "niesmacznym" serkiem...

Chciałabym przedstawić coś innego, ale czy osoba dopiero ucząca się gotowania może "zabłysnąć"? Kwestia dyskusyjna. Miałam nadzieję pochwalić się rewelacyjnym kurczakiem, ale póki co, przepis pozostaje w fazie eksperymentalnej. I dlatego właśnie... będzie makrela.

Tę sałatko-pastę zrobiłam kilka dni temu, żeby było kolorowo i smacznie. W sklepie natknęłam się na coś nowego, serek homogenizowany o smaku jabłkowo-chrzanowym. Lubię jabłka i miałam nadzieję, że zawartość opakowania mi zasmakuje. Niestety, nie. Po spróbowaniu pierwszej łyżki doszłam do wniosku, że zjedzenie samego serka przerasta moje siły. Jabłka właściwie tam nie czułam, chrzan znacznie bardziej. Za to do sałatki serek nadawał się idealnie.

Czerwono-zielona sałatka makrelowa
z niesmacznym serkiem
(prawie zgodna z dietą Dukana*, PW)


Składniki:
  • Nieduża makrela
  • Kawałek pora
  • 2 różyczki brokuła
  • ¼ czerwonej papryki
  • 2 łyżki natki pietruszki
  • ½ opakowania serka homo jabłkowo-chrzanowego (producent Polmlek, czy jak kto woli "Maćkowy" - pokazałabym, o jaki serek chodzi, ale nie mogę znaleźć nigdzie zdjęcia, cóż, nie wszystko jest w sieci... może to jakaś limitowana seria? mniejsza z tym, więcej nie kupię)

Makrelę obrać i rozdrobnić, pora posiekać, brokuła podzielić na jak najmniejsze kawałki, ja posunęłam się ciut dalej, bo pocięłam różyczki nożem na naprawdę małe cząstki), paprykę pokroić w kosteczkę. Wszystko wymieszać z natką serkiem.
Wyszły mi trzy malutkie porcje, 160 kcal każda.


*prawie, bo ten serek ma troszeczkę za dużo węglowodanów, ale jeśli nie przestrzega się diety ortodoksyjnie, to pasuje świetnie