Szperałam, szperałam i wyszperałam. Jakiś czas temu zapisałam sobie ten przepis, a on cierpliwie czekał na swoją chwilę. Miał być wcześniej, ale doczekał się dopiero dziś. I oczywiście został przerobiony. Może nawet nieco drastycznie...
Czy żałuję? Absolutnie nie, bo cudownie poprawił mi nastrój :)
Kurczak Ezehiela (po żydowsku)
Składniki:
- pierś kurczaka (ok. 119g)
- sól ziołowa
- pieprz
- 6 pokrojonych czarnych oliwek
- 1 duży ząbek czosnku, starty na drobnej tarce
- po 1/2 łyżeczki suszonych ziół - szałwii, rozmarynu i bazylii
- 1 średniej wielkości pomidor, ze skórą
- 3 łyżeczki octu winnego, białego
Kurczaka oczywiście umyłam, osuszyłam i pokroiłam w mniejsze kawałki. Posoliłam i popieprzyłam. Odstawiłam na bok na mniej więcej pół godziny. W tym czasie pokroiłam pomidora (nie dopatrzyłam, że w przepisie jest obrany..., ale i tak by mi się nie chciało z nim bawić).
Kurczaka podsmażyłam na teflonie. Dodałam pokrojone oliwki, czosnek, zioła
oraz pomidory i trzy łyżeczki octu. Dosypałam jeszcze troszkę pieprzu. Dusić pod przykryciem, około 10 minut w sumie, aż sok z pomidorów i ocet całkiem zniknęły.
Zjadłam z resztką sałaty zmieszanej z odrobiną pora i jogurtem, doprawionej sokiem z cytryny, pieprzem i szczyptą słodziku.
Smak? Zaskoczył mnie. Kiedyś miałam świeżą szałwię, ale nie przeżyła zbyt długo, więc jakoś się z nią nie zdążyłam zaprzyjaźnić. Szkoda. Wprawdzie ta suszona nieco zdominowała potrawę, to i tak była po prostu... pyszna.
Kiedyś zaserwuję rodzicom :)
A kaloryczność mojej potrawki to około 110 kcal.
ostatnio zagłębiam się w kuchnię żydowską, twoje danie na pewno smakuje super;)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam cieplutko,
szana-banana,
www.gastronomygo.blogspot.com